Filokalia? A co to takiego?
Mówiąc o Filokalii wchodzimy na teren, na którym łatwo o pomyłkę. Przyjrzyjmy się najpierw samemu pojęciu z filologicznego punktu widzenia.
Słowo „filokalia” pochodzi z języka greckiego. Etymologicznie składa się z czasownika „fileo” (kocham) i rzeczownika „kalos” (piękno/to, co piękne). Dosłownie zatem tłumacząc oznacza: umiłowanie piękna/tego, co piękne. Studiując dzieje interesującego nas słowa, możemy zauważyć, że oznaczać może również „antologię”, „podręcznik”, „owoc ciężkiej pracy”.
Gromadzenie wybranych fragmentów pism lub wypowiedzi znanych osób i układanie z nich kolekcji wypisów, znane jest od starożytności zarówno na Wschodzie jak i na Zachodzie. W IV w. święci Bazyli Wielki i Grzegorz z Nazjanzu ułożyli Filokalię, antologię tekstów mistrza egzegezy – Orygenesa. W rozwijającym się od drugiej połowy III w. ruchu monastycznym również bardzo szybko rozpoczęto zbierać powiedzenia i nauki świętych mnichów. Najstarszą znaną nam kolekcją jest zbiór apoftegmatów opracowany przez Ewagriusza z Pontu w latach 90. IV w. Nieco sto lat później mnisi, którzy zamieszkiwali południowe pogranicze Palestyny zaczęli spisywać apoftegmaty (tzw. Księga Starców) i gromadzić ich nauki (Ascetikon Izajasza ze Sketis i Listy Barsanufiusza i Jana). Ten sposób pracy i propagowania nauki Ojców stał się szybko bardzo popularny i we wszystkich chrześcijańskich językach zaczęto spisywać tzw. paterika – nauki i czyny Ojców. Równolegle powstawały dzieła, które odwoływały się do tradycji, ale zawierały dużo materiału opracowanego przez jednego autora: Drabina św. Jana Klimaka, centurie św. Hezychiusza z Synaju, pisma św. Maksyma Wyznawcy, żywoty mnichów (jak choćby tych z Palestyny pióra Cyryla ze Scytopolis). Rosnący materiał i potrzeba obcowania z autentyczną nauką mistrzów sprawiły, że już w starożytności rozpoczęła się produkcja licznych antologii, wypisów z dzieł ascetycznych. Ów obyczaj redagowania takich rękopisów, pełniących często funkcję podręczników ascezy i modlitwy, naznaczył cały ruch monastyczny. Dziś znajdujemy setki takich dzieł rozsianych w bibliotekach Athosu, Synaju, Egiptu, Grecji, Rosji, Ukrainy i Bałkanów. Co ciekawe często powtarzają się w nich te same imiona: św. Jana Klimaka, św. Hezychiusza, św. Piotra z Damaszku, św. Grzegorza Synaity czy św. Grzegorza Palamasa.
Sytuacja zmieniła się na przełomie XVI i XVII w., kiedy to, najpierw na Zachodzie, zaczęto wydawać drukiem najważniejsze dzieła Ojców. Przykładem może być praca jezuity, Pierre’a Puissines’a, który w 1684 r. w Tuluzie opublikował antologię Thesaurus asceticus, ofiarując czytelnikom zarówno grecki tekst jak i łaciński przekład 18 dzieł, w tym wybór apoftegmatów, pisma przypisywane św. Makaremu Wielkiemu i wybrane fragmenty z dzieła św. Izaaka z Niniwy.
Analogiczne zmiany następowały na Wschodzie. Wymienić należy ucznia św. Bazylego z Pinana Mărului – św. Paisjusza Wieliczkowskiego (1722–1794), który pragnąc prowadzić życie mnisze, opuścił rodzinną Ukrainę i przeniósł się do Mołdawii, a później, szukając mistrza duchowego, wiele lat spędził na Górze Athos. Tam właśnie odkrył zapomniane przez wielu mnichów rękopisy z dziełami Ojców i zachęcony przez św. Bazylego zaczął je kopiować i tłumaczyć z greki na język starocerkiewnosłowiański. Wróciwszy do Mołdawii zrozumiał, że same kopiowanie rękopisów nie wystarczy i zdecydował się, z pomocą ówczesnego hospodara mołdawskiego, na założenie drukarni. Rękopisy, które zbierał przez większość swego życia, zostały przetłumaczone i wydane. Część z nich została przezeń ułożona w formie antologii, której nadał tytuł Dobrotolubije (co jest językową kalką znanego nam słowa: filokalia) i wydana w 1793 r.
W Grecji drugiej połowy XVIII w. tendencje były analogiczne. Z jednej strony następowała odnowa życia kościelnego, głównie w sferze nauczania, co było zasługą Eugeniosa Voulgarisa, pochodzącego z Korfu, studenta uniwersytetu w Padwie i głosiciela idei oświecenia. Zasługą Voulgarisa było wychowanie zastępu uczniów, w tym wielu świętych, m.in. Atanazego z Paros czy męczennika Kosmy z Etolii, którzy zrozumieli, że należy nie tylko troszczyć się o nauki przyrodnicze, ale także sięgnąć do tradycji, a więc pism Ojców, tekstów liturgicznych i bogatej spuścizny ikonograficznej. W takiej atmosferze zaczynali pracę święci Makary z Koryntu i Nikodem Hagioryta. Ich wysiłki i pragnienia były bardzo podobne do tych, które ożywiały św. Paisjusza: poszukiwanie mistrza duchowego, pragnienie głębokiej modlitwy i poznania nauki Ojców. Z ich wysiłku, w 1782 r., zrodziła się Filokalia, czyli antologia pism 36 autorów opublikowana po raz pierwszy w Wenecji (nie powinno to nas dziwić – w tym mieście drukowano greckie książki od XVI w.). Pracy obydwu świętych nie można redukować do samej Filokalii: jak widzimy ich idea nie była szczególnie oryginalna. Towarzyszyła mnichom i wszystkim pragnącym żyć dobrze chrześcijanom, przez całe wieki, czego świadectwem jest ogromna liczba istniejących w rękopisach antologii tekstów ascetycznych. Święci Nikodem i Makary pragnęli czegoś więcej – nie tylko dać czytelnikom zbiór tekstów, ale ich wizja obejmowała cały wydawniczy projekt. Chcieli udostępnić także Listy Barsanufiusza i Jana, pisma św. Izaaka z Niniwy czy paterikon Pawła Evergetinosa. W ich przekonaniu, co akurat było intuicją odziedziczoną po Voulgarisie, nie można zgodzić się na to, aby człowiek odczytywał siebie jedynie przez odniesienie do własnego subiektywnego doświadczenia, w kontekście nauk przyrodniczych czy filozofii, która istnienie Boga poddaje w wątpliwość. Stąd ich wysiłek, aby dać ludziom pisma tych, którzy zarówno doświadczyli świętości samego Boga, jak i otchłani ludzkiej nędzy. Filokalia bowiem miała być podręcznikiem do prawdziwego chrześcijańskiego życia. Miała dać podstawy do praktyki ascezy – to znaczy walki z wadami i walki o cnotę, miała pomóc w nauce modlitwy, którą Ojcowie rozumieli przede wszystkim jako modlitwę Jezusową, miała pomóc w poznaniu Boga i samego siebie i tym samym w osiągnięciu celu, który Stwórca zamierzył dla każdego człowieka, a którym jest przebóstwienie.
Także i dzisiaj stoimy na rozdrożu pomiędzy Górą Tabor a Doliną Gehenny. Którą drogę wybierze człowiek współczesny? Publikując na nowo klasyczne teksty, które przez wieki służyły wielu do poprawy obyczajów i wejścia na ścieżki modlitwy, ufamy, że podążymy wraz z Chrystusem na szczyt, aby tam, wraz z Nim, poznać Kim jest Bóg, kim my sami naprawdę jesteśmy i zobaczyć blask światła, którego opowiedzieć się w ludzkim języku nie da.