MODLITWA SERCA [CZ.4] – moje ciało
MODLITWA SERCA [CZ.4] – moje ciało
przez admin w dziale Filokalia
Często spotykamy się z pokusą, aby „modlitwę serca” interpretować w sposób symboliczny. Kiedy mówimy o sercu, próbujemy traktować je jako obrazowe określenie wnętrza – rzeczywistości duchowej. Jest to fałszywe. Wszystkie poruszenia serca, które są ostoją naszej zażyłości z Ojcem, są poruszeniami związanymi z naszą cielesnością. Z doświadczenia wiemy – czasami kosztem własnego zdrowia – że prawdziwie głębokie przeżycia sprawiają fizyczny ból serca. Modlitwa serca jest niemożliwa, jeśli nie zdecydujemy się świadomie i stanowczo na uwzględnienie naszego ciała. Bóg stworzył nas w ten sposób. Księga Rodzaju opowiada, jak Jahwe stworzył człowieka z prochu ziemi i jednocześnie zaznacza z całą pewnością, że ukształtował go na swój obraz i podobieństwo. Nasze ciało nie jest przeszkodą w naszym obcowaniu z Bogiem. Przeciwnie – to dzieło samego Boga, który stworzył nas jako synów i powołał do uznania Go za dziedzictwo.
Cała ekonomia Wcielenia Syna Bożego umieszcza nas w tej samej perspektywie. Pierwotny Kościół walczył zawzięcie o uznanie prawdziwego człowieczeństwa Jezusa. Narodził On się i żył w ciele, i w ciele nauczał nas, cierpiał, umarł i zmartwychwstał.
To ludzkie działanie Słowa Bożego dało i wciąż daje nam życie. Bóg przemawia do nas ludzkim językiem. Nasze grzechy nie są obmyte symbolicznie, ale przez krew Jezusa. Jezus – człowiek z krwi i ciała – rzeczywiście umarł i zmartwychwstał. Jego materialne Zmartwychwstanie zbawia zarówno nasze dusze, jak i ciała. Duch Święty został nam dany jako owoc fizycznego zmartwychwstania Syna. To On – Syn Maryi – posyła do nas z łona Ojca Ducha Świętego. Sprawia to Słowo Wcielone, a nie Słowo niestworzone, po tym jak dzielił nasze życie, kiedy stał się jednym z nas.
Doświadczamy wcielenia każdego dnia poprzez sakramenty, liturgię, życie wspólnotowe i udział w ciele Kościoła. Wszystko stanowi namacalną podstawę obecności w naszym życiu ciała Chrystusa. Przyjmijmy wobec tego Jezusa takiego, jakim jest, tzn. jako przychodzącego do nas w naszej cielesności. Nie spieszmy się z wyeliminowaniem tego aspektu, co do którego możemy mieć pokusę, żeby uważać go za brukający nasze relacje z Bogiem. Takie podejście byłoby fałszywe. Ciało nie jest nieczyste, lecz jest świątynią, w której spotykamy naszego Abba.
Nawet gdybyśmy chcieli – choć to niemożliwe – traktować nasze życie wspólnotowe jako zgromadzenie braci wyzwolonych z ciała – czystych duchów, a jedyny kontakt byłby w sferze ponad-cielesnej, to oznaczałoby to zaprzeczenie realnej Bożej miłości, zlekceważenie konkretnej rzeczywistości Syna, który do nas przychodzi. Celebrowana co dzień Eucharystia jest w istocie uczczeniem Paschy, której efektem były zasadnicze przemiany Jego Ciała i Krwi, nie przez opuszczenie czy wzniesienie się ponad nie, ale przez nadanie im ich prawdziwego znaczenia – są materialną rzeczywistością – Synem Bożym. Podobnie nasze ciało ze wszystkimi słabościami i ograniczeniami oznacza naszą rzeczywistą postać. To moje ciało spotyka się z tą inną rzeczywistością, o której Jezus mówi: „To jest Ciało Moje”. Sprzężenie tych rzeczywistości cielesnych stanowi żywy związek między Bogiem i mną. Jeżeli nie będziecie jedli Ciała Syna Człowieczego ani pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie (…) Jak Mnie posłał żyjący Ojciec, a Ja żyję przez Ojca, tak i ten, kto Mnie spożywa, będzie żył przeze Mnie (J 6,53.57).
Z tego, co dotąd powiedziano wynika, że nie modlimy się, jeśli modlitwa nie pochodzi z wnętrza ciała. Nie mogę odciąć się od swej cielesności, kiedy zwracam się do Boga. To nie tylko kwestia przepisów religijnych czy też uwarunkowań materialnych, które zalecają pewne gesty, kiedy zwracam się do Boga. Jest to konsekwencją jedynej rzeczywistości – Bóg prawdy kocha mnie takiego, jakim jestem, takiego, jakim mnie uczynił. Dlaczego miałbym starać się być bardziej od Niego uduchowiony?
Tak więc uczę się żyć na poziomie cielesnym, ze wszystkimi ograniczeniami, jakie to na mnie nakłada. Jedzenie, sen, odpoczynek, choroba, utrata sił – żadna z tych rzeczy nie stanowi przeszkody między Bogiem i mną. Przeciwnie – są jak długość bezbłędnie utkanego habitu, który okrywa moją konkretną, codzienną egzystencję w zażyłości z Bożą rzeczywistością.
Kto z nas nie doświadczył, czasami tak bardzo bolesnego ograniczenia – prawie uwięzienia – przez problemy zdrowotne? Jedyne, co możemy powiedzieć w szczerości serca jest to, że Bóg przychodzi do nas w takich ciężkich próbach. Są one momentem, w którym Boża miłość wkracza w nasze życie. Nasze serce jest w stanie przyjąć Boga na tyle, na ile jest wyczulone na tę rzeczywistość, którą możemy traktować jako coś gorszego od powołania ducha. Musimy zwalczyć to kłamstwo, które książę kłamstwa pragnie zaszczepić w naszych sercach. Nie udawajmy, że jesteśmy czystymi duchami, możemy być kimś więcej – dziećmi Bożymi.
Mnich kartuski – fragment z książki „Rana miłości”
Publikacje pomocnicze na temat modlitwy Jezusowej – wejdź do naszej księgarni on-line